zabawkowe miasto

arte pretensja 15 lutego, 2020

cytaty pochodzą z książki Josepha Rykwerta „Pokusa miejsca. Przeszłość i przyszłość miast”, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2013

Turystyka na skalę masową rozwinęła się jeszcze w XX wieku jako odpowiedź na wzrost zamożności społeczeństwa, więcej dni wolnych od pracy i ustawowych wakacji. Kiedy powstały tanie linie lotnicze jej popularność przeżyła apogeum. Jest to teraz znacząca branża w gospodarce większości krajów i przyczynek do wzmożonego rozwoju. Łatwość dostępu sprawiła, że wyjeżdżać i 'zwiedzać’ zaczęli dosłownie wszyscy, niezależnie od majętności i wykształcenia. Turystyka weszła do popkultury.

Oprócz podstawowych zalet tego procesu, jakimi są napędzanie gospodarki i podnoszenie świadomości społeczeństwa, posiada on szereg wad. Wiele miejsc na całym świecie jest dosłownie wymyślonych na potrzeby turysty, przez co mało autentycznych. „Turyści szukają prawdziwej rzeczywistości odwiedzanych regionów, krajów, czy kontynentów, ale przemysł turystyczny udostępnia im tylko przedstawienia, inscenizację rzeczywistości specjalnie spreparowane na ich użytek.”* Nie ma to już wiele wspólnego z podróżami i odkrywaniem świata, teraz jedzie się na wczasy. Nie ma w tym oczywiscie stuprocentowej winy samych wyjeżdżających, to przemysł turystyczny uznał ich za niewartych uwagi i naiwnych, których najlepiej prowadzić za rączkę do sklepu z pamiątkami i wtedy będą szczęśliwi. I bezpieczni. A to przecież najważniejsze. 

W ten sposób tworzy się relacja widz – przedstawienie, świat to scena i kulisy, ale my widzimy tylko to, co pozwolą nam zobaczyć. Aktorzy przygotowują mistyfikację, która ma być 'dobrym wystarczająco’ ekwiwalentem rzeczywistości. Są milsi dla turystów niż dla 'normalnych’ ludzi, mają wyuczone wykłady na temat konkretnych zabytków, proponują zakup badziewnych bibelotów. A potem ściągają czapeczkę/mundurek, biorą głęboki oddech i wracają do domu. „Skoro za kulisami ujawnia się istotne tajemnice przedstawienia i skoro wykonawcy wychodzą tutaj z roli, jest rzeczą naturalną, że miejsce to jest niedostępne dla publiczności i że nawet ukrywa się przed nią jego istnienie”.

Przedstawiony mechanizm oczywiście nie funkcjonuje wszędzie  i pewnie wielu z nas miało okazję spędzić wakacje w naturalnym środowisku danego kraju, ale świadomość istnienia takich miejsc jest istotna. Szczególnie często znajdują się w krajach zupełnie odmiennych kulturowo dla 'ludzi Zachodu’, niebezpiecznych albo w wydzielonych strefach VIP. Wyjątkiem jest Disneyland, który mimo europejskich lokalizacji, cały czas udaje.

„Zaprojektowano je przede wszystkim pod kątem dzieci i nastolatków, czyli najważniejszej grupy docelowej reklamodawców, toteż zbudowane są na substytucie miejskiego doświadczenia starannie oczyszczonego z wszelkich niedogodności, jakie pociąga za sobą życie w prawdziwym mieście. Jako zabawkowe miasto park tematyczny ukazuje miejską rzeczywistość w krzywym zwierciadle. Jest to miejskość bez niespodzianek, rygorystycznie zaplanowana.” Oczywiście to wszystko ma swoją cenę i żeby na chwilę znaleźć się w tym bajkowym świecie bez kloszardów, śmierdzących autobusów i psich odchodów trzeba słono zapłacić. Ale ludzi to kręci. Charakterystyczna dla tego typu założeń jest zupełna izolacja od rzeczywistości, nie tylko w metaforycznym sensie. Jest to punkt na mapie (bardzo rozległy, ale jednak punkt, bo nie jest połączony bezpośrednio z żadną przestrzenią miejską) oddzielony od otoczenia morzem samochodów na parkingu. Kiedy już znajdziemy wymarzone miejsce postojowe, weźmiemy pod pachę podekscytowaną dziatwę i przejdziemy kilometrową trasę do wejścia zobaczymy wielką bramę. Jak do osiedla strzeżonego (twierdzy?), które ma zapewniać ochronę przed zagrożeniem ze strony obcych.

O tym jak bardzo Disneyland jest podobny do normalnego miasta Rykwert pisze szczegółowo: „Trzonem parku tematycznego często jest zespół ważnych gmachów publicznych: zamek, ratusz, główne ilice, dworzec kolejowy (z malowniczą kolejką wijącą się po parkowych gruntach). Ta karykatura miasta ma nawet ludność złożoną z postaci, które udają władzę: zabawkowy król i królowa, a także zabawkowy burmistrz z rajcami, wszyscy w odpowiednich kostiumach i maskach”. Okazuje się, że jest tam nawet umundurowana policja i straż pożarna. Paradoks polega na tym, że to nie oni rozwiązują 'prawdziwe’ problemy. Od tego są zupełnie inni pracownicy, ubrani w nierzucające się w oczy kombinezony, pomyślani tak, żeby byli niewidzialni. Dlatego najbardziej widoczną różnicą między zmyślonym a rzeczywistym miastem jest utrzymywana czystość. Dziwne, że nikogo nie szokuje facet przebrany za mysz i zastęp księżniczek.

Myślenie, że jest to miejsce, w którym zdesperowani rodzice wydadzą fortunę a ich dzieci pokręcą się na karuzelach jest sporym uproszczeniem. Okazuje się, że jest to miejsce już bardzo mocno zakorzenione w naszej kulturze a przez to istotne. „Wydaje się, że podstawową funkcją parku tematycznego jest budowa 'narodowej kultury publicznej opartej na estetyzacji różnic i zarządzaniu strachem’, a tym samym zapewnienie wspólnego dziedzictwa niejednorodnej klienteli poprzez przywoływanie baśniowej przeszłości”. Podstawową zaletą Disneylandu jest to, że jest on uniwersalny, nie odwołuje się do historii konkretnego kraju czy społeczności, ale do bajek, które zrozumieją dzieci z całego świata. Dzięki temu, w założeniu, jest przestrzenią tolerancji i integracji.

Oprócz Disneylandu na świecie jest wiele innych sieci o różnych programach. Jedne dotyczą dinozaurów, inne kosmicznej podróży i latających samochodów. Jedno je łączy – mogą mówić tylko o przeszłości, albo przyszłości, ale nigdy o teraźniejszości. To co jest TERAZ zawsze wydaje nam się nie do końca przyjemne, natomiast przeszłość niesie wiele miłych wspomnień, a przyszłość – niewiadomą. Daje nadzieję na szczęście, a przecież właśnie po to jedziemy do Disneylandu – żeby oderwać się od rzeczywistości.


*wpis z 2015 roku z niefunkcjonującego już bloga artepretensja.pl
fejsbuk powiązany ze stroną tutaj